Igańskie tańce na śniegu

„Życie Siedleckie”   Leśna polana. Ognisko, kiełbaski, doczepione do ciągników sanie, do których co kilkanaście minut ustawiała się kolejka. Z głośników płynęła taneczna muzyka.
Wcześniej na tablicach ogłoszeń pojawiły się kolorowe zaproszenia. Stowarzyszenie „Nasze Iganie” zapraszało  na kulig. Miejsce dobrano idealnie. Była nim duża polana przy leśnej drodze. Dojazd
został idealnie odśnieżony.
W niedzielę, od godziny 14 zaczęli schodzić się i zjeżdżać goście.Obok ogniska czekało wielkie pudło z kiełbaskami i pieczywem. Było tego tyle, że do własnych koszyczków z prowiantem nikt w zasadzie
nie musiał sięgać. Na stoliku leżały jednorazowe tacki i sztućce.
O rozgrzewające napoje trzeba było zadbać samemu. Bawiło się i poznawało nie mniej, niż sto osób. Trwała biesiada, wzajemne częstowanie się, a co najważniejsze – radosna sąsiedzka i koleżeńska
rozmowa. Z głośników cały czas dobiegała muzyka i ona sprawiła, że niemało par zaczęło na  ubitym śniegu tańczyć. Były tańce w parach, były skoczne w kółeczku, a odpocząć można było na saniach.
Trochę szkoda, że ciągnięte były przez mechaniczne konie. Ale cóż, te prawdziwe nie wytrzymałyby tyle godzin sanny.
O zmroku zadziwił wszystkich kilkuminutowy pokaz sztucznych ogni. W zasadzie mógł to być finał, ale w Iganiach, mimo że zapadała ciemna noc, towarzystwo biesiadowało przy ognisku nadal i nadal syciło
się karnawałowym tańcem.
Niedzielny kulig nie był pierwszą, zorganizowaną przez Stowarzyszenie „Nasze Iganie”, tego typu imprezą. Trzy tygodnie wcześniej w tym samym miejscu mieszkańcy bawili się w podobny sposób. A i to nie
był ostatni raz.
Autor: Stefan Todorski.

Dodaj komentarz